Dawno temu przyjechała do nas do domu. Czynszowa kamienica z toaletą na korytarzu – zupełnie jak u nas w Paryżu powiedziała Natasza. Spotykaliśmy się prawie zawsze, kiedy była we Wrocławiu. Umawialiśmy się na spotkanie w Paryżu. Jest koło mnie taki mały niedrogi pensjonat, mówiła Natalia, tam będziecie spali, w dzień powłóczycie się po mieście, a wieczorem zrobię cały garnek muli, będziemy jedli, palili i gadali…
Już nie pogadamy, nie dokończymy palonego właśnie papierosa (jak nie Europejczycy) …
Lubiłam z Nią rozmawiać. Najbardziej mi żal jednej, niezapisanej rozmowy. Rozmowy o Jej życiu. Siedziałyśmy w hotelowym pokoju, a Ona opowiadała: o tym jak w 68 roku wyszła z dzieckiem w wózku na Plac Czerwony, jak potem zamknęli Jej przyjaciół, a Ją uznali za psychicznie chorą. O bólu i strachu psychiatrycznego więzienia. O swojej Matce i miłości do Rosji. O tym jak musiała z tej Rosji wyjechać, bo była to jedyna szansa na „ozdrowienie”. Wyleczenie bezobjawowej schizofrenii, na którą „leczona” była w sowieckiej psychuszce. Mówiła też o swoich wierszach. Przeczytała ich kilka. Po rosyjsku. Brzmiały jak głos anioła.
Do Paryża polecimy sami. Nie będziemy jedli muli. Odwiedzimy Twój grób.
Cześć Twojej Pamięci Natalio!
Anna Morawiecka - 01.12.2013